piątek, 28 lutego 2014

XI. - koniec.



Twój mąż dowiedział się o rozmowie z lekarzem. Zostaliście skierowani do odpowiedniej placówki na terapię. Przy służbie zdrowia lub jakiś trzecich osobach udawał nad wyraz miłego, a gdy zostałaś z nim sama na sali pokazał po raz kolejny swoją twarz.
- Odszczekasz wszystko co temu doktorkowi powiedziałaś, jeśli chcesz jeszcze widzieć dzieci! - ścisnął cię za wciąż obolałe ręce. - Rozumiesz mnie, suko? - przytaknęłaś głową.
Wróciłaś po tygodniu do domu i znowu bałaś się każdej chwili, gdy byłaś z nim wspólnie pod dachem. Na żadną terapię nie poszliście, bo przecież on się nie kwalifikuje w jego zamyśle. Łatwo mówić komuś, jak mogłaś żyć w tym piekiełku domowym, ale nikt nie wie, że zastraszał cię świetną bronią - odebraniem dzieci. Na to nigdy byś się nie zgodziła, wolałabyś umrzeć niż by ci je mieli odebrać. Biłaś się z myślami, chciałaś donieść na niego, ale przed oczami widniała myśl straty dzieci. Byłaś pewna, że ci je odbierze. W końcu ma pieniądze, wynajmie najlepszego prawnika, tobie i tak „obiecał”, że gdy się posuniesz do donosu załatwi ci miejsce w psychiatryku, a wtedy już nie otrzymasz pod opiekę dzieci. Ich stracić nie możesz, dla nich i dzięki nim żyjesz. Teściom też nie powiesz jaki jest ich syn. Twoi rodzice nie żyją. O ile było to możliwe jeździłaś na grób rodziców, odwiedzałaś kaplicę, modliłaś się o spokój w rodzinie, po którejś awanturze zwątpiłaś w Boga, w życie poza ziemskie. Gdzie on jest, jeśli ty tutaj tak cierpisz? Dlaczego nie weźmie jego albo ciebie? Dlaczego nie skróci tej męczarni?

Wracasz z komisariatu policji. Odbierasz dzieci z przedszkola i masz nadzieję, że go zgarną funkcjonariusze. W ogóle nie myślisz, że przecież musi upłynąć czas, wszelkie przesłuchania świadków, by go wsadzili do więzienia. By zniknął z twojego życia. Wiesz, że może spędzić od trzech miesięcy do pięciu lat za kratkami za znęcanie się nad rodziną, konkretnie nad tobą, bo musisz przyznać, że na dzieci nigdy ręki nie podniósł, rzadko krzyknął.
Media dowiedziały się o siatkarzu - damskim bokserze. Mieszkasz z dziećmi w domu dla dotkniętych przemocą. Wiesz, że wszyscy odwrócili się od niego, koledzy z drużyny, znajomi, rodzice, rodzina. Stoczył się na dno. Coraz to nowe fakty wychodzą na jaw.

„Sąd Okręgowy w Rzeszowie skazuje Grzegorza Kosaka na karę trzech lat pozbawienia wolności (…)”

Odetchnęłaś z ulgą. Dzieci zostawiłaś pod opieką koleżanki. Twój mąż prowadzony przez strażnika, skuty kajdankami, z wieloma zmarszczkami na czole i pod oczami, zarost zakrywający twarz. Stoisz na korytarzu, gdy mija ciebie, patrzysz mu w ciemne oczy w których dostrzegasz nienawiść, a kilka lat temu wyrażały pełne uczucie do ciebie, kochałaś je, kochałaś jego. Bluzga na ciebie odgrażając się, że jeszcze go popamiętasz.
Wracasz do Katowic do mieszkania swojej mamy. Znajdujesz pracę w banku, dzieci uczęszczają odpowiednio syn do 4, córka do 2 klasy. Jesteś dumna z ich wyników w nauce. Nie szukasz mężczyzny, unikasz ich, boisz się, że każdy będzie taki sam jak były mąż, bo z Grzegorzem wzięłaś rozwód, z orzeczeniem o jego winie.

Późny wieczór, ktoś puka do drzwi. Leżysz zmęczona na łóżku, gdyż jutro masz na poranną zmianę do pracy, dzieci śpią. Leniwie wstajesz, przekręcasz zamek i otwierasz drzwi. Natychmiast treść żołądka wznosi się do gardła widząc twojego byłego męża. Jest pijany. Obejmuje cię wielkimi dłońmi za szyję dusząc. Śpiące dzieci wybiegają z pokoju, krzyczą, wszyscy krzyczycie. Gdy zdołasz go odepchnąć bierzesz dzieci za ręce uciekając boso z mieszkania. Słyszysz jego obelgi pod swoim adresem, słyszysz, że wstał z podłogi i zamierza was dogonić. Zwiększasz tempo ciągle trzymając dzieci za ręce, płacz zasłonił ci widok, biegniesz przed siebie nie patrząc wkoło.

Wbiegacie na ulicę, z naprzeciwka uderza w waszą trójkę samochód. Trach. Trzy ciała leżą na asfalcie. Bez wyczuwalnego tętna…

* * *
                                                                           

elementy autentycznej historii
I tak dobrnęłyśmy do końca. Dziękuję, że byłyście ze mną mimo, że ta historia nie należała do ‘romansów’. Pomysł zrodził się podczas wrześniowego koszenia trawy przed domem :)
Chciałam opisać coś innego,  mniej spotykanego na blogspocie (osobiście jeszcze nie spotkałam z takim charakterem bohatera). Takie historie dzieją się wśród nas, tylko nie wiemy o nich, czasem może nie chcemy wiedzieć.
Mam nadzieję, że mimo wszystko podobała Wam się ta historia, że czytałyście nie dlatego, że mnie znacie, tylko rzeczywiście Was wciągała.
Proszę odezwijcie się, choć ten ostatni raz. Nawet jeśli tutaj traficie za tydzień, miesiąc, rok.
Dziękuję za każde słowo, komentarz, wejście. :*
                                                   

Bartek - nowy 
Michał - możecie spodziewać się w niedzielę (02.03), choć nie obiecuję! 
 Patryk / Ask