Nie należałaś do zbyt odważnych dziewczynek jako dziecko,
brakowało ci pewności siebie. Świetnie czułaś się w świecie książek. W czasie
dyskusji lubiłaś siadać z tyłu, byle nie być dostrzeżoną. Doskonały kontakt
miałaś z jedyną siostrą Jagodą, starszą o trzy lata. Wcześnie musiałyście wydorośleć
ponieważ, gdy miałyście 13 lat nagle zmarł wasz tata. Mama długo nie mogła
dojść do siebie. Może inaczej przyjęlibyście wiadomość o jego odejściu, gdyby
chorował? Mielibyście czas na zaakceptowanie nieuniknionego końca jego
cierpienia?
Liceum ogólnokształcące skończyłaś z
wyróżnieniem. Nigdy nie miałaś większych problemów z nauką. Jagoda będąc na
trzecim roku studiów otrzymała szansę wyjazdu na rok do USA, by się kształcić w
najlepszej szkole teatralnej. Chyba nikt nie odrzuciłby takiej oferty? Ona też
nie. Ty chciałaś kształcić się w bardziej przyziemnym kierunku, mianowicie - bankowość
na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Nie chciałaś zostawiać samej mamy w
małym blokowym mieszkaniu, jednak za jej namową złożyłaś papiery. Z twoimi
świetnymi wynikami z matury nie miałaś najmniejszych problemów z dostaniem się.
Katowice, a Kraków dzieli niecałe sto kilometrów obiecałaś mamie, że będziesz ją
co weekend odwiedzać, by nie czuła się samotna.
Szybko zaaklimatyzowałaś się do życia w
wiecznie żyjącym Krakowie. Wieść głosi, że stolica małopolski jest jedynym,
najlepszym miastem studentów w Polsce.
Z Grzegorzem poznałaś się, gdy chodziłaś do
piątej klasy szkoły podstawowej. Mieszkał z rodzicami, bratem i siostrą
naprzeciw twojego bloku. Był rok starszy od ciebie, chodziliście razem do
jednej szkoły. Po południu często zostawał na treningach w szkolnym kole
sportowym. Imał się różnych dyscyplin sportu, na osiedlu często graliście w
najpopularniejszą w Polsce piłkę nożną. W końcu postawił na siatkówkę. Częste
przebywanie w swoim towarzystwie zbliżyło was na tyle, że nie mieliście przed
sobą żadnych tajemnic, rozumieliście się bez słów.
*
Od dwóch dni żyjesz w miarę spokojnie, ale
masz tak rozchwiany emocjonalnie organizm, że każdy dźwięk telefonu powoduje u
ciebie napad przeogromnego strachu. Grzesiek jest na wyjeździe, nie dzwoni, nie
pisze. Zapewne odezwie się, gdy będzie w towarzystwie kolegów. I tak też robi.
- Kochanie wyspałaś się? - te słowa dziwnie
sztucznie brzmią z jego ust. Słyszysz szmery
w telefonie, czyli zbiera się z kolegami na poranny trening. Jesteś
przekonana, że siedzi na kanapie w hollu motelu w którym śpią, a część drużyny
zajmuje miejsce wokół niego oczekując na autokar.
- Tak. - odpowiadasz ledwo słyszalnie
wychodząc z pokoju dzieci, by ich nie obudzić.
- Dlaczego jesteś tak miły? - milczy.
- Izuś, ucałuj dzieci ode mnie. - szybko
zmienia temat.
- Już skończyłeś? - odpowiadasz chłodno,
bez jakichkolwiek emocji.
- Kocham Cię. Pa. - naciskasz czerwony
guzik nie odpowiadając na jego wyznanie, bo to wszystko jest wyreżyserowane.
Siadasz w kuchni przy stole nalewając sobie szklankę wody i wpatrujesz się
bezcelowo w zegar. Jedynie co ci przelatuje przez myśl, to żeby autobus którym
będzie wracał twój mąż rozbił się, żeby go nie było w twoim życiu. Jednak
przywracasz do porządku swoje myśli. Dlaczego mają cierpieć rodziny kolegów z
jego drużyny? Ty chcesz żeby on zniknął. Do rzeczywistości przywołuje cię
sygnał wiadomości. Odblokowujesz komórkę z myślą, że operator nie daje ci
zaznać chwili spokoju, którą wręcz celebrujesz, jednak to twój mąż.
„Policzymy się w domu.”
Spanikowana ciskasz telefon o stół. Siniaki
na udzie i w dole brzucha już prawie zeszły, więc czas na kolejne. Chyba
przywykłaś do nich. Od jakiegoś czasu ciągle ci towarzyszą na ciele. Dławisz
się słonymi kroplami, połykasz je. Wkładasz pięść do ust, by nie obudzić dzieci
swoim szlochem. Dlaczego znajdujesz się w piekle? To ma być męka na Ziemi?
Twoja droga krzyżowa? Za co? Nie wiesz.
Wesoło wbiegają do kuchni twoje dwie
najcenniejsze osoby na tym świecie. Faustynka wspina ci się na kolana i mocno
przytula. Adrian siada obok na krześle, jedną rękę podpiera o głowę i
intensywnie ci się przygląda.
- Co się dzieje synku?
- Mamusia dlaczego płaczesz? - zaskoczona
pytaniem malca, zapominasz języka, nie wiesz co mu odpowiedzieć. Jedną ręką
przytulasz córkę, drugą syna.
- Bo obudziłam się z bólem głowy. -
kłamiesz jak z nut, lecz kilkuletnie dziecko nie jest świadome tego co w domu
się dzieje, więc wierzy ci. Schodzi z krzesła, wodzisz za nim wzrokiem, a on
wyciąga ścierkę z szuflady biegnie do łazienki i z mokrą tkaniną wraca do ciebie
przykładając ci do czoła. Zaczynasz straszliwie płakać, bo tobie mokra ścierka
kojarzy się zupełnie inaczej. Mokry materiał nie pozostawiał sinych śladów na
twojej bladej skórze, a dawał satysfakcję znienawidzonemu mężowi. Po raz kolejny okłamujesz dzieci, że płacz
jest spowodowany ich dojrzałością, której się nie spodziewałaś. Bierzesz maluchy
za rączki i idziecie się przebrać. Robisz im śniadanie, a później spędzasz z
nimi czas. Delektujesz się każdą chwilą spędzoną z nimi. Grzesiek wraca dopiero
jutro popołudniu.
Witam :)
Nie wiem czy się to sprawdzi, ale pasuje Wam dodawanie w
poniedziałki? Przynajmniej na razie.
Prośba: Te
osoby, które chciały być informowane bardzo proszę, żeby dały znać czy nadal
chcą. Wysyłam powiadomienie, a z Waszej strony brak odzewu i tutaj i na gg. Po
co mam Wam zaśmiecać skrzynkę, a i ja czuję się mało komfortowo być może ‘na
siłę’ przypominając się.
Ściskam z mroźnej, oprószonej śniegiem Małopolski ;*
to opowiadanie jest... PRZEFANTASTYCZNE. Serio, niewiele opowiadań wciąga mnie tak, że jak się kończy rozdział to mam ochotę znaleźc autorkę i wyciągnąc z niej to, co wymyśliła w dalszych częściach. Oczywiście informuj mnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKurde. Nie mogę. Nadal nie mogę wyobrazić sobie Grzesia w takim wcieleniu. To prawda. To co ona tutaj przeżywa jest porównywalne z piekłem na Ziemi. Oby nie doprowadziło to do jakiejś tragedii.
OdpowiedzUsuńBrzydzę się takimi mężczyznami. Kocham Cię? Większego kłamstwa nie mógł wymyślić.
Całuję,
Twoja zołza <3
Ja tam się do ciebie odzywam :P A przynajmniej staram się to robić regularnie, ale jak wychodzi, to sama wiesz najlepiej ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie taki Grzesiek to nie mężczyzna, nie ojciec, nie mąż. W ogóle nie człowiek. To są tylko pozory. Szkoda tylko, że ludzie chcę widzieć tylko te pozory...
Pozdrawiam,
Dzuzeppe :*
Tak bardzo jest mi jej żal. Żyje w ciągłym strachu o to czy Grzesiek zada jej ból czy tym razem odpuści. Jeszcze te telefoniczne przedstawienia przed kolegami z drużyny. Darowałby sobie.
OdpowiedzUsuńW tym wszystkim tylko dzieci są promyczkami w jej wiecznie zachmurzonym życiu.
Dobrze wiesz, że ja czytam i będę czytać :)
Moja Droga Coquette!
OdpowiedzUsuńNie podejrzewałam Cię o takie myśli i kreowanie Grzegorza jako kata! No dobra, jak mi napisałaś że przedstawisz Kosinkę, drogiego Kosinkę, jako oprawcę żony i wcielenie zła, nie mogłam uwierzyć. Ten nieśmiały mężczyzna zupełnie nie chciał wpasować mi się w taką rolę. Aż do teraz, gdy to przeczytałam. To, pomijając czarny charakter bohatera, jest GENIALNE!
Czekam na więcej i już umieram z niepokoju czy biedna żona w zaciszu domowego "ogniska" dostanie z powrotem swoją porcję siniaków gdy Grzegorz wróci z wyjazdu...
Ściskam, S. :*
Kosa potrafi umiejętnie dopasować się do sytuacji i włożyć maskę czułego, kochającego i dobrego ojca oraz męża. Szkoda, że taki jest tylko na pokaz przed kolegami, dziećmi i ludźmi z najbliższego otoczenia. W rzeczywistości to pierdolony sukinkot, dla którego liczy sie tylko przemoc, ból i krzyk. Przez niego Iza cierpi, ciagle żyje w strachu, bo nie wie na jaki "genialny" plan wpadnie kolejnego dnia jej wspaniały mąż - mąż, który jest prawdziwym mężem tylko i wyłacznie na papierku...
OdpowiedzUsuń