poniedziałek, 25 listopada 2013

II.



Nie należałaś do zbyt odważnych dziewczynek jako dziecko, brakowało ci pewności siebie. Świetnie czułaś się w świecie książek. W czasie dyskusji lubiłaś siadać z tyłu, byle nie być dostrzeżoną. Doskonały kontakt miałaś z jedyną siostrą Jagodą, starszą o trzy lata. Wcześnie musiałyście wydorośleć ponieważ, gdy miałyście 13 lat nagle zmarł wasz tata. Mama długo nie mogła dojść do siebie. Może inaczej przyjęlibyście wiadomość o jego odejściu, gdyby chorował? Mielibyście czas na zaakceptowanie nieuniknionego końca jego cierpienia? 
Liceum ogólnokształcące skończyłaś z wyróżnieniem. Nigdy nie miałaś większych problemów z nauką. Jagoda będąc na trzecim roku studiów otrzymała szansę wyjazdu na rok do USA, by się kształcić w najlepszej szkole teatralnej. Chyba nikt nie odrzuciłby takiej oferty? Ona też nie. Ty chciałaś kształcić się w bardziej przyziemnym kierunku, mianowicie - bankowość na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Nie chciałaś zostawiać samej mamy w małym blokowym mieszkaniu, jednak za jej namową złożyłaś papiery. Z twoimi świetnymi wynikami z matury nie miałaś najmniejszych problemów z dostaniem się. Katowice, a Kraków dzieli niecałe sto kilometrów obiecałaś mamie, że będziesz ją co weekend odwiedzać, by nie czuła się samotna.
Szybko zaaklimatyzowałaś się do życia w wiecznie żyjącym Krakowie. Wieść głosi, że stolica małopolski jest jedynym, najlepszym miastem studentów w Polsce.
Z Grzegorzem poznałaś się, gdy chodziłaś do piątej klasy szkoły podstawowej. Mieszkał z rodzicami, bratem i siostrą naprzeciw twojego bloku. Był rok starszy od ciebie, chodziliście razem do jednej szkoły. Po południu często zostawał na treningach w szkolnym kole sportowym. Imał się różnych dyscyplin sportu, na osiedlu często graliście w najpopularniejszą w Polsce piłkę nożną. W końcu postawił na siatkówkę. Częste przebywanie w swoim towarzystwie zbliżyło was na tyle, że nie mieliście przed sobą żadnych tajemnic, rozumieliście się bez słów.

*

Od dwóch dni żyjesz w miarę spokojnie, ale masz tak rozchwiany emocjonalnie organizm, że każdy dźwięk telefonu powoduje u ciebie napad przeogromnego strachu. Grzesiek jest na wyjeździe, nie dzwoni, nie pisze. Zapewne odezwie się, gdy będzie w towarzystwie kolegów. I tak też robi.
- Kochanie wyspałaś się? - te słowa dziwnie sztucznie brzmią z jego ust. Słyszysz szmery  w telefonie, czyli zbiera się z kolegami na poranny trening. Jesteś przekonana, że siedzi na kanapie w hollu motelu w którym śpią, a część drużyny zajmuje miejsce wokół niego oczekując na autokar.
- Tak. - odpowiadasz ledwo słyszalnie wychodząc z pokoju dzieci, by ich nie obudzić.  - Dlaczego jesteś tak miły? - milczy.
- Izuś, ucałuj dzieci ode mnie. - szybko zmienia temat.
- Już skończyłeś? - odpowiadasz chłodno, bez jakichkolwiek emocji.
- Kocham Cię. Pa. - naciskasz czerwony guzik nie odpowiadając na jego wyznanie, bo to wszystko jest wyreżyserowane. Siadasz w kuchni przy stole nalewając sobie szklankę wody i wpatrujesz się bezcelowo w zegar. Jedynie co ci przelatuje przez myśl, to żeby autobus którym będzie wracał twój mąż rozbił się, żeby go nie było w twoim życiu. Jednak przywracasz do porządku swoje myśli. Dlaczego mają cierpieć rodziny kolegów z jego drużyny? Ty chcesz żeby on zniknął. Do rzeczywistości przywołuje cię sygnał wiadomości. Odblokowujesz komórkę z myślą, że operator nie daje ci zaznać chwili spokoju, którą wręcz celebrujesz, jednak to twój mąż.
„Policzymy się w domu.”
Spanikowana ciskasz telefon o stół. Siniaki na udzie i w dole brzucha już prawie zeszły, więc czas na kolejne. Chyba przywykłaś do nich. Od jakiegoś czasu ciągle ci towarzyszą na ciele. Dławisz się słonymi kroplami, połykasz je. Wkładasz pięść do ust, by nie obudzić dzieci swoim szlochem. Dlaczego znajdujesz się w piekle? To ma być męka na Ziemi? Twoja droga krzyżowa? Za co? Nie wiesz.
Wesoło wbiegają do kuchni twoje dwie najcenniejsze osoby na tym świecie. Faustynka wspina ci się na kolana i mocno przytula. Adrian siada obok na krześle, jedną rękę podpiera o głowę i intensywnie ci się przygląda.
- Co się dzieje synku?
- Mamusia dlaczego płaczesz? - zaskoczona pytaniem malca, zapominasz języka, nie wiesz co mu odpowiedzieć. Jedną ręką przytulasz córkę, drugą syna.
- Bo obudziłam się z bólem głowy. - kłamiesz jak z nut, lecz kilkuletnie dziecko nie jest świadome tego co w domu się dzieje, więc wierzy ci. Schodzi z krzesła, wodzisz za nim wzrokiem, a on wyciąga ścierkę z szuflady biegnie do łazienki i z mokrą tkaniną wraca do ciebie przykładając ci do czoła. Zaczynasz straszliwie płakać, bo tobie mokra ścierka kojarzy się zupełnie inaczej. Mokry materiał nie pozostawiał sinych śladów na twojej bladej skórze, a dawał satysfakcję znienawidzonemu mężowi.  Po raz kolejny okłamujesz dzieci, że płacz jest spowodowany ich dojrzałością, której się nie spodziewałaś. Bierzesz maluchy za rączki i idziecie się przebrać. Robisz im śniadanie, a później spędzasz z nimi czas. Delektujesz się każdą chwilą spędzoną z nimi. Grzesiek wraca dopiero jutro popołudniu. 
                                                                                                 

Witam :)
Nie wiem czy się to sprawdzi, ale pasuje Wam dodawanie w poniedziałki? Przynajmniej na razie.
Prośba: Te osoby, które chciały być informowane bardzo proszę, żeby dały znać czy nadal chcą. Wysyłam powiadomienie, a z Waszej strony brak odzewu i tutaj i na gg. Po co mam Wam zaśmiecać skrzynkę, a i ja czuję się mało komfortowo być może ‘na siłę’ przypominając się.
Ściskam z mroźnej, oprószonej śniegiem Małopolski ;*

6 komentarzy:

  1. to opowiadanie jest... PRZEFANTASTYCZNE. Serio, niewiele opowiadań wciąga mnie tak, że jak się kończy rozdział to mam ochotę znaleźc autorkę i wyciągnąc z niej to, co wymyśliła w dalszych częściach. Oczywiście informuj mnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde. Nie mogę. Nadal nie mogę wyobrazić sobie Grzesia w takim wcieleniu. To prawda. To co ona tutaj przeżywa jest porównywalne z piekłem na Ziemi. Oby nie doprowadziło to do jakiejś tragedii.
    Brzydzę się takimi mężczyznami. Kocham Cię? Większego kłamstwa nie mógł wymyślić.

    Całuję,
    Twoja zołza <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam się do ciebie odzywam :P A przynajmniej staram się to robić regularnie, ale jak wychodzi, to sama wiesz najlepiej ;)
    Dla mnie taki Grzesiek to nie mężczyzna, nie ojciec, nie mąż. W ogóle nie człowiek. To są tylko pozory. Szkoda tylko, że ludzie chcę widzieć tylko te pozory...
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo jest mi jej żal. Żyje w ciągłym strachu o to czy Grzesiek zada jej ból czy tym razem odpuści. Jeszcze te telefoniczne przedstawienia przed kolegami z drużyny. Darowałby sobie.
    W tym wszystkim tylko dzieci są promyczkami w jej wiecznie zachmurzonym życiu.
    Dobrze wiesz, że ja czytam i będę czytać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja Droga Coquette!
    Nie podejrzewałam Cię o takie myśli i kreowanie Grzegorza jako kata! No dobra, jak mi napisałaś że przedstawisz Kosinkę, drogiego Kosinkę, jako oprawcę żony i wcielenie zła, nie mogłam uwierzyć. Ten nieśmiały mężczyzna zupełnie nie chciał wpasować mi się w taką rolę. Aż do teraz, gdy to przeczytałam. To, pomijając czarny charakter bohatera, jest GENIALNE!
    Czekam na więcej i już umieram z niepokoju czy biedna żona w zaciszu domowego "ogniska" dostanie z powrotem swoją porcję siniaków gdy Grzegorz wróci z wyjazdu...
    Ściskam, S. :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kosa potrafi umiejętnie dopasować się do sytuacji i włożyć maskę czułego, kochającego i dobrego ojca oraz męża. Szkoda, że taki jest tylko na pokaz przed kolegami, dziećmi i ludźmi z najbliższego otoczenia. W rzeczywistości to pierdolony sukinkot, dla którego liczy sie tylko przemoc, ból i krzyk. Przez niego Iza cierpi, ciagle żyje w strachu, bo nie wie na jaki "genialny" plan wpadnie kolejnego dnia jej wspaniały mąż - mąż, który jest prawdziwym mężem tylko i wyłacznie na papierku...

    OdpowiedzUsuń