Mecz na którym miałaś tak świetnie się
bawić okazał się totalną klapą. W zasadzie może nie mecz, bo w czasie jego
trwania o niczym nie wiedziałaś, a twój umysł jedynie chłonął widok Grzegorza.
Cała reszta cię nie obchodziła. Odgrodziłaś się niewidocznym murem z
rzeczywistością, która szybko sprowadziła cię brutalnie na ziemię.
- Iza! - twoje bębenki uszne łakną głos Kosoka, który podchodzi do band po
skończonym spotkaniu.
- Gratuluję. - uśmiechasz się szczerze
widząc go metr przed sobą. Nie pozwalasz by mógł cię przytulić, choć pragniesz
jego dotyku, ale wiesz, że na hali roi się od wścibskich dziennikarzy, którzy
tylko czyhają na odpowiedni moment.
- Dziękuję. - jego usta układają się w
cienką linię i wzbierają ku górze niczym wykres paraboli, gdy współczynnik jest
dodatni. - Poczekasz na mnie? Mamy chwilę, a skoro jesteś, to chciałbym
pogadać.
- Tylko nie rozdawaj za długo autografów. -
śmiejesz się. Oddala się z każdym krokiem, a ty wtedy poznajesz kilka
dziewczyn, które również czekają na swoich partnerów. W końcu przychodzi na
trybuny ochroniarz prosząc, żebyście opuściły budynek, gdyż za niedługo ma
odbyć się kolejne spotkanie w ramach kolejki Ligii Światowej. Czekacie przed
halą aż siatkarze wezmą prysznic i w końcu wyjdą do was. Przechodzisz się bocznymi
alejkami szukając wolnej ławki wśród blasku latarni. Widzisz zakochane pary, a
w głowie tworzysz obrazek siebie i przyjaciela. Coś wewnątrz tobą rządzi i
karze iść przed siebie dochodząc do Niego i Jej. Twój czekoladowooki przyjaciel
i blondynka całujący się. Natychmiast się odwracasz biegnąc ile sił w nogach.
Nie zwracasz uwagi na inne mijające osoby, nie zwracasz uwagi, gdzie biegniesz.
Ważne, by przed siebie. Dusisz się płaczem, nie zwracasz uwagi na jego wołania.
Wiesz, że biegnie za tobą, ale ty jeszcze bardziej przyspieszasz uciekając mu,
a on mimo, że jest sportowcem nie nadąża. Wskakujesz w zatrzymany dosłownie
przed twoimi nogami tramwaj i jedziesz do domu. Nie pamiętasz jak, ale jakoś
dochodzisz do mieszkania od razu zamykając się w łazience. Siadasz na muszli,
kulisz się w pół i beczysz, jak wygłodniałe zwierze, bo płacz to za małe słowo.
Nie odbierasz od niego telefonów, nie odpisujesz na smsy. Przed rodzicielką
udajesz, że wszystko gra chociaż wiesz, że ci nie wierzy w to kłamstwo, jednak nie
nalega na zwierzenia.
*
Od nocy ślęczysz przy szpitalnym łóżku
twojej maleńkiej Faustynki. Ostre zapalenie płuc powodujące niewydolność
oddechową. Twoja córeczka ma wprowadzoną igłę do drobnej dłońki przez którą do
jej ciałka dostają się potrzebne witaminy. Limit płaczu wykorzystała na dobre
kilka miesięcy, a ty nie możesz jej nijak pomóc. Możesz patrzeć jak cierpi, a
ty wewnątrz razem z nią.
Twoi teściowie zajmują się Adrianem.
Zerkasz na zegarek zaraz powinni odprowadzić chłopca do przedszkola. Za dwie
godziny wraca twój mąż z meczu wyjazdowego. Gdy Fausti zasypia zostawiasz ją na
chwilę i pędzisz do mieszkania, by się odświeżyć, by powiedzieć jej ojcu gdzie
jest.
- Grzesiek, Faustynka jest w szpitalu.
- Co jej kurwa zrobiłaś!? Trzy dni mnie nie
było! - krępuje ci ręce przyciskając do ściany. Rzuca w ciebie oskarżycielskie
spojrzenie, bluzga.
- Nic. Ma zapalenie płuc. - odpowiadasz
cicho, kuląc się od bólu.
- I to ma być nic? Ty nawet dzieckiem nie
potrafisz się zająć! - ciągnie cię za włosy, masz wrażenie, że wyrwie ci je z
cebulkami. Próbujesz mu się wyrwać, płaczesz rzewnymi łzami nie panując nad
sobą, a to go pobudza do jeszcze większej krzywdy sprawianej na twoim ciele.
Malujesz podpuchnięte oczy od płaczu. Nad
brew przyklejasz plaster, który zakrywa ślad pięści twojego męża. Odbierasz
syna z przedszkola, starasz się być promienna w końcu dziecko niewinne temu co
się w domu dzieje, lecz nie potrafisz. Adrian opowiada ci całą drogę co robił
na zajęciach. Cieszy się na myśl ojca w domu, który przywiózł mu nową zabawkę i
wypytuję o Faustynkę. Popołudnie Grzesiek spędza w szpitalu przy córce. Mimo
wielu próśb syna, który chce zobaczyć się z siostrą wszelkimi sposobami
odwodzisz go od tego pomysłu. Gdy Adik zasypia w końcu puszczają ci wszelkie
hamulce. Płaczesz, płaczesz i płaczesz nad swoim życiem, które zgotował ci twój
mąż. Którego kochałaś.
Witam.
Skończyłam pisanie tego bloga. Całość wyczekuje na publikację,
która będzie regularna od teraz, co tydzień. Ewentualnie zmieniona na sobotę.
Nie wiele pozostało, jak na początku wspominałam nie będzie to długi blog.
Dziękuję za każdy komentarz, i mam nadzieję, że nadal
będziecie się uaktywniać :)
Szukając szczęścia - nowy rozdział.
Genetyczne cierpienie - nowy projekt.
Pomóż mi wstać - kiedyś.