piątek, 31 stycznia 2014

VII.



Mecz na którym miałaś tak świetnie się bawić okazał się totalną klapą. W zasadzie może nie mecz, bo w czasie jego trwania o niczym nie wiedziałaś, a twój umysł jedynie chłonął widok Grzegorza. Cała reszta cię nie obchodziła. Odgrodziłaś się niewidocznym murem z rzeczywistością, która szybko sprowadziła cię brutalnie na ziemię.
- Iza! - twoje bębenki uszne  łakną głos Kosoka, który podchodzi do band po skończonym spotkaniu.
- Gratuluję. - uśmiechasz się szczerze widząc go metr przed sobą. Nie pozwalasz by mógł cię przytulić, choć pragniesz jego dotyku, ale wiesz, że na hali roi się od wścibskich dziennikarzy, którzy tylko czyhają na odpowiedni moment.
- Dziękuję. - jego usta układają się w cienką linię i wzbierają ku górze niczym wykres paraboli, gdy współczynnik jest dodatni. - Poczekasz na mnie? Mamy chwilę, a skoro jesteś, to chciałbym pogadać.
- Tylko nie rozdawaj za długo autografów. - śmiejesz się. Oddala się z każdym krokiem, a ty wtedy poznajesz kilka dziewczyn, które również czekają na swoich partnerów. W końcu przychodzi na trybuny ochroniarz prosząc, żebyście opuściły budynek, gdyż za niedługo ma odbyć się kolejne spotkanie w ramach kolejki Ligii Światowej. Czekacie przed halą aż siatkarze wezmą prysznic i w końcu wyjdą do was. Przechodzisz się bocznymi alejkami szukając wolnej ławki wśród blasku latarni. Widzisz zakochane pary, a w głowie tworzysz obrazek siebie i przyjaciela. Coś wewnątrz tobą rządzi i karze iść przed siebie dochodząc do Niego i Jej. Twój czekoladowooki przyjaciel i blondynka całujący się. Natychmiast się odwracasz biegnąc ile sił w nogach. Nie zwracasz uwagi na inne mijające osoby, nie zwracasz uwagi, gdzie biegniesz. Ważne, by przed siebie. Dusisz się płaczem, nie zwracasz uwagi na jego wołania. Wiesz, że biegnie za tobą, ale ty jeszcze bardziej przyspieszasz uciekając mu, a on mimo, że jest sportowcem nie nadąża. Wskakujesz w zatrzymany dosłownie przed twoimi nogami tramwaj i jedziesz do domu. Nie pamiętasz jak, ale jakoś dochodzisz do mieszkania od razu zamykając się w łazience. Siadasz na muszli, kulisz się w pół i beczysz, jak wygłodniałe zwierze, bo płacz to za małe słowo. Nie odbierasz od niego telefonów, nie odpisujesz na smsy. Przed rodzicielką udajesz, że wszystko gra chociaż wiesz, że ci nie wierzy w to kłamstwo, jednak nie nalega na zwierzenia.

*

Od nocy ślęczysz przy szpitalnym łóżku twojej maleńkiej Faustynki. Ostre zapalenie płuc powodujące niewydolność oddechową. Twoja córeczka ma wprowadzoną igłę do drobnej dłońki przez którą do jej ciałka dostają się potrzebne witaminy. Limit płaczu wykorzystała na dobre kilka miesięcy, a ty nie możesz jej nijak pomóc. Możesz patrzeć jak cierpi, a ty wewnątrz razem z nią.
Twoi teściowie zajmują się Adrianem. Zerkasz na zegarek zaraz powinni odprowadzić chłopca do przedszkola. Za dwie godziny wraca twój mąż z meczu wyjazdowego. Gdy Fausti zasypia zostawiasz ją na chwilę i pędzisz do mieszkania, by się odświeżyć, by powiedzieć jej ojcu gdzie jest.
- Grzesiek, Faustynka jest w szpitalu.
- Co jej kurwa zrobiłaś!? Trzy dni mnie nie było! - krępuje ci ręce przyciskając do ściany. Rzuca w ciebie oskarżycielskie spojrzenie, bluzga.
- Nic. Ma zapalenie płuc. - odpowiadasz cicho, kuląc się od bólu.
- I to ma być nic? Ty nawet dzieckiem nie potrafisz się zająć! - ciągnie cię za włosy, masz wrażenie, że wyrwie ci je z cebulkami. Próbujesz mu się wyrwać, płaczesz rzewnymi łzami nie panując nad sobą, a to go pobudza do jeszcze większej krzywdy sprawianej na twoim ciele.
Malujesz podpuchnięte oczy od płaczu. Nad brew przyklejasz plaster, który zakrywa ślad pięści twojego męża. Odbierasz syna z przedszkola, starasz się być promienna w końcu dziecko niewinne temu co się w domu dzieje, lecz nie potrafisz. Adrian opowiada ci całą drogę co robił na zajęciach. Cieszy się na myśl ojca w domu, który przywiózł mu nową zabawkę i wypytuję o Faustynkę. Popołudnie Grzesiek spędza w szpitalu przy córce. Mimo wielu próśb syna, który chce zobaczyć się z siostrą wszelkimi sposobami odwodzisz go od tego pomysłu. Gdy Adik zasypia w końcu puszczają ci wszelkie hamulce. Płaczesz, płaczesz i płaczesz nad swoim życiem, które zgotował ci twój mąż. Którego kochałaś. 
                                                                          

Witam.
Skończyłam pisanie tego bloga. Całość wyczekuje na publikację, która będzie regularna od teraz, co tydzień. Ewentualnie zmieniona na sobotę. Nie wiele pozostało, jak na początku wspominałam nie będzie to długi blog.
Dziękuję za każdy komentarz, i mam nadzieję, że nadal będziecie się uaktywniać :)

Szukając szczęścia  - nowy rozdział.
Genetyczne cierpienie - nowy projekt.
Pomóż mi wstać - kiedyś.

piątek, 17 stycznia 2014

VI.



Po niewinnym pocałunku z Grzegorzem unikałaś go. Właściwie dlaczego? Przecież ci się podobał? Przecież to było jedyną rzeczą o której ostatnio marzyłaś? Twoja nieśmiałość odegrała pierwsze skrzypce. Kolejnego dnia popołudniu wracał na zgrupowanie kadry, więc byłaś spokojna, ale i z niedosytem z którym nie potrafiłaś sobie poradzić. Dzwonił, pisał sms-y, a ty nadal nie przyjmowałaś do wiadomości, że ten popularny siatkarz mógł stracić dla ciebie głowę, choć niewątpliwie tak było.
Kilka tygodni później dostałaś od niego bilety na spotkania w Katowicach. Wiedział, że status bezrobotnej nie pozwoli ci na zakup biletów, a on mógł dać rodzinie. Z jednej strony nie mogłaś doczekać się piątkowego meczu, zobaczenia się z nim, a z drugiej przerażało cię spotkanie wybranek jego kolegów, bo obok nich miałaś spędzić czas w jakim rozgrywane jest spotkanie. One obyte wśród kamer, bogate, a ty? Szara mysz, która będzie traktowana jak dziewczyna Grzegorza. Przecież on był twoim przyjacielem, tylko przyjacielem.
- Gdzie jesteś, Złotko? - pyta, gdy właśnie stajesz na betonowej kostce wyznaczającej teren katowickiej hali.
- Grzesiu… - syczysz podirytowana zdrobnieniem, jakim cię nazwał.
- Iza, no wyszłaś z domu chociaż? Zaraz z hotelu wyjeżdżamy, chcę się z tobą zobaczyć jeszcze przed meczem.
- Jestem już pod halą. - fukasz, lecz uśmiechasz do siebie.
- To świetnie. Czekaj na mnie.
- Czekam, czekam. - rozłączył się, a ty znowu tracisz świadomość na myśl, że zaraz go zobaczysz. Wpadłaś po uszy, choć nie przyznajesz się przed sobą. Uciekanie przed miłością, to najgłupsze co robisz.

*

I wrócił po przegranym meczu. I znowu dostałaś. Wszystko go wkurzało nawet to, że na obiad zrobiłaś schab pieczony, a nie tradycyjny smażony z ziemniakami i kapustą na którego miał ochotę.
- Grześ, jeśli chcesz to ci zrobię. - spoglądasz w jego stroną oczami pełnymi strachu.
- Nie chcę. - odpowiada beznamiętnie odchodząc od stołu.
Dzisiaj dzieci wracają później, ponieważ cały oddział przedszkola pojechał z maluchami do pobliskiej Zabajki do zoo. Twój mąż ma jeszcze dwie godziny nim wyjdzie na trening, dzieci wracają za trzy. Wkładasz brudne talerze i szklanki po obiedzie do zmywarki. Cieszysz się chwilą w czasie której Grzesiek bierze prysznic, jednak niedługo, bo gdy stoisz twarzą do ściany krojąc pieczarki dzieciom do pizzy czujesz czyjeś ręce na swoim ciele. To on. Natychmiast się kulisz zaczynając trząś.
- Nie bój się mnie. - szepce do twojego ucha. Nic się nie odzywasz nie przerywając czynności którą wykonujesz.
- Przestań. - kręcisz się, gdy scałowuje twoją szyje i ramię.
- Izka, kochanie…
- Co chcesz? - głos ci drży.
- Kocham cię. - jego słowa odbijają się echem po pustej kuchni. Nieruchomiejesz. Dawno nie słyszałaś takiego wyznania z jego ust. Siłą odbiera z twoich rąk nóż, który trzymałaś, a tobie stają mimowolnie łzy w oczach bojąc się co mu chodzi po głowie. Łapie cię za rękę odwracając do siebie, nie przeciwstawiasz się. Podnosi twój podbródek, tak abyś spojrzała w jego oczy.
- Gdybyś mnie kochał, nie podnosiłbyś ręki na mnie. - masz w sobie w tej chwili na tyle odwagi, że nie boisz się wypowiedzieć tych słów. - To dzieci kochasz, nie mnie. - świdrujesz jego ciemno brązowe oczy, chcesz coś wyczytasz, ale nic. Pustka. Ciemność. Chłód.
- Z tobą wziąłem ślub, tobie ślubowałem, ciebie kocham. I Adriana i Faustynkę. - zbliża swoje usta do twoich. Delikatnie muska, a ty stoisz nieruchoma. - Proszę kochaj się ze mną. - wkłada swój język w twoje usta. Nie odwzajemniasz. Czujesz się jakby ktoś wstrzyknął ci znieczulenie i pozbawił ruchu całego ciała. Chcesz go poczuć tak delikatnego, takiego jak za czasów początku małżeństwa.  - Proszę. - ponawia, przyjemnie dotykając twojego biodra. Tym razem odwzajemniasz. Zapominasz o wszystkim co złego ci zrobił. Celebrujesz każdy dotyk, każdy pocałunek, każde muśnięcie. Jego charakterystyczny zarost pieści twoją skórę. Długie palce zaciska na twoich pośladkach. Ustami łaskocze brzuch, językiem zatacza kółka wokół pępka. Całuje, ssie i kąsa. Objeżdża wokół piersi, sutków, przygryza ja doprowadzając cię do szału. Scałowuje żółto - zielono - fioletowego siniaka pod żebrem.
Penetruje w tobie delikatnie, spokojne ruchami bioder. Cicho jęczy co rusz muskając twoje wątłe ciało. Doprowadza cię do stanu przedzawałowego, daje ci nieopisaną przyjemność. Odrzucasz głowę na bok i wydajesz okrzyk, niemal eksplodując. Opada obok ciebie kładąc głowę na twoich piersiach. Głaszcze twoje ciało opuszkami palców, a ty zaczynasz odzyskiwać świadomość zanurzając dłonie w jego włosach. Czy aby się zmienił? Tak nagle? Dawno taki nie był, nie pamiętasz nawet. Słyszcie swoje oddechy, nic nie mówicie. W końcu podnosi się na łokciach przypatrując tobie.
- Idę na trening. - uśmiecha się.
- Musisz? - od razu kąciki twoich ust opadają w dół.
- Wiesz, że muszę. - zbliża się całując. Obejmujesz jego szyję długo nie puszczając i czując rumiane wargi zanurzone w twoich. - Muszę. - odrywa się luzując twój uścisk. Wstaje zbierając swoją garderobę, a po chwili słyszysz zgrzyt drzwi. Odwracasz się, nakrywasz aksamitną pościelą i w końcu w pełni dociera do ciebie co działo się w ostatniej godzinie.
                                                                                

Witam.
Dzisiaj trochę dłużej, ale za to jaki czuły mąż :D
Wieczorem wszyscy kibicujemy szczypiornistom! a ja z S. szczególnie xd
A jutro bijemy Rzeszów :D Mogę chyba tak napisać tematycznie do tego bloga :D
Kolejny, nie wiem kiedy? Może niedługo? I tak nie wiele zostało.
cieszę się, że Wam się podoba
Ściskam :*  
Pomóż mi wstać. - coś nowego.

piątek, 10 stycznia 2014

V.



Gdy ty mozolnie szukałaś pracy, twój przyjaciel zbierał śmietankę podczas każdego meczu. Mimo, że był środkowym udało mu się zdobyć trzy statuetki najlepszego gracza podczas trzytygodniowego maratonu w ramach Ligi Światowej.
Po tym, jak twój narzeczony zostawił cię w przed dzień ślubu nie miałaś zaufania do mężczyzn, nie szukałaś na siłę, a gdy pojawiała się okazja natychmiastowo ją odrzucałaś.
- Izka, jak ja się stęskniłem za tobą. - przytula cię, gdy spotkałaś się z nim zaraz po tym jak przyjechał do Katowic na dwa dni.
- No już nie wymyślaj, wcale tak nie jest.- wesoło się śmiejesz przysiadając na jednej z ławek w parku. Rozmowom nie ma końca. Opowiada ci jak wygląda jego życie podczas wyjazdów, a ty słuchasz z większym zaciekawieniem monotonne czynności, które wykonuje niż historyczne opowieści dziadków o wojnie. Lubisz jego głos, który daje uspokojenie, ukojenie, radość. Odprowadza cię pod klatkę w której mieszkasz wraz z rodzicielką. Jagoda, twoja siostra ani myśli wracać ze Stanów.
- Widzimy się jutro? - wyrywa cię z rozmyślań. Jego czekoladowe oczy błyszczą na tle księżyca.
- Będziesz miał czas? - chcesz, żeby powiedział, że ma. Nie chcesz z nim się rozstawać, ale nie możesz też pokazać jak bardzo ci na nim zależy. W końcu to tylko twój przyjaciel. Wygłupiłabyś się opowiadając o jakimś uczuciu. On ma styczność z tyloma pięknymi kobietami, więc dlaczego miałby zadurzyć się w tobie? A może on tak samo myśli? Może.
- Dla ciebie zawsze znajdę. - podnosi lekko ku górze kąciki ust, a w tobie wewnątrz wszystko się roześmiewa. Oblewasz się rumieńcem, jednak jest na tyle ciemno, że z pewnością nie zauważa.
- W takim razie do zobaczenia. - wspinasz się na palce, lecz mimo to ledwo sięgasz do jego policzka delikatnie muskając. Nie spostrzegasz kiedy usta Grześka łączą się z twoimi. Nie sprzeciwiasz się, pozwalasz się całować i ochoczo odwzajemniasz płomienny pocałunek. Ledwo nabierasz powietrza przerywając dziewiczy pocałunek z przyjacielem. Uśmiecha się jeszcze raz i odchodzi zostawiając cię samą na środku klatki. Skołowaną od tysięcy myśli przebiegających przez głowę.

*

Twój mąż lada moment pojawi się w drzwiach waszego mieszkania. Wraca właśnie z przegranego meczu Ligii Mistrzów. Sromotna klęska na boisku włoskiego gospodarza eliminuje z dalszej gry rzeszowskiego Mistrza Polski. Wiesz, że będzie wściekły. Wiesz, że sama obecność ciebie będzie go denerwować, ale nie masz gdzie się podziać, iść do kogoś na noc. Z resztą już raz tak zrobiłaś i nie skończyło się dobrze dla ciebie. W środku nocy odebrał cię z dziećmi od swoich rodziców pod pretekstem, że w domu lepiej się zregeneruje po przegranej. Dzieci ułożył do spania, a nad tobą psychicznie znęcał, bo nie ma innych słów na wyrażenie tych obelg, które słyszałaś na swój temat od szmat do dziwek.
- Jedynie jestem twoją dziwką! - wykrzyczałaś wtedy w jego oczy spluwając. Uciekałaś do łazienki, by się zamknąć i przeczekać tortury. Nie zdążyłaś. Złapał cię, skrępował nadgarstki aż do bólu, wielkimi dłońmi odcisnął palce na twoim ciele od pleców po uda. Na drugi dzień odwiózł dzieci do przedszkola, kupił pieczywo i zrobił ci śniadanie do łóżka w formie przeprosin. Choć nie chciałaś, musiałaś je przyjąć. I choć wiedziałaś, że się nie zmieni łudziłaś się, że może to był ostatni raz jego furii. Przecież ślubował ci miłość. 
                                                                                       

Witam.
Kolejna odsłona gburowatego męża.
Dziękuję za odzew pod poprzednim rozdziałem. I proszę, te osoby, które zaglądają i czytają zostawcie jakiś komentarz, jakieś słowo.
Ściskam Was :*
 Szukając szczęścia
Chyba zwariowałam... coś kiedyś. - Pomóż mi wstać.