Twój mąż dowiedział się o rozmowie z
lekarzem. Zostaliście skierowani do odpowiedniej placówki na terapię. Przy
służbie zdrowia lub jakiś trzecich osobach udawał nad wyraz miłego, a gdy
zostałaś z nim sama na sali pokazał po raz kolejny swoją twarz.
- Odszczekasz wszystko co temu doktorkowi
powiedziałaś, jeśli chcesz jeszcze widzieć dzieci! - ścisnął cię za wciąż
obolałe ręce. - Rozumiesz mnie, suko? - przytaknęłaś głową.
Wróciłaś po tygodniu do domu i znowu bałaś
się każdej chwili, gdy byłaś z nim wspólnie pod dachem. Na żadną terapię nie
poszliście, bo przecież on się nie kwalifikuje w jego zamyśle. Łatwo mówić
komuś, jak mogłaś żyć w tym piekiełku domowym, ale nikt nie wie, że zastraszał
cię świetną bronią - odebraniem dzieci. Na to nigdy byś się nie zgodziła,
wolałabyś umrzeć niż by ci je mieli odebrać. Biłaś się z myślami, chciałaś
donieść na niego, ale przed oczami widniała myśl straty dzieci. Byłaś pewna, że
ci je odbierze. W końcu ma pieniądze, wynajmie najlepszego prawnika, tobie i
tak „obiecał”, że gdy się posuniesz do donosu załatwi ci miejsce w
psychiatryku, a wtedy już nie otrzymasz pod opiekę dzieci. Ich stracić nie
możesz, dla nich i dzięki nim żyjesz. Teściom też nie powiesz jaki jest ich
syn. Twoi rodzice nie żyją. O ile było to możliwe jeździłaś na grób rodziców,
odwiedzałaś kaplicę, modliłaś się o spokój w rodzinie, po którejś awanturze
zwątpiłaś w Boga, w życie poza ziemskie. Gdzie on jest, jeśli ty tutaj tak
cierpisz? Dlaczego nie weźmie jego albo ciebie? Dlaczego nie skróci tej męczarni?
Wracasz z komisariatu policji. Odbierasz
dzieci z przedszkola i masz nadzieję, że go zgarną funkcjonariusze. W ogóle nie
myślisz, że przecież musi upłynąć czas, wszelkie przesłuchania świadków, by go
wsadzili do więzienia. By zniknął z twojego życia. Wiesz, że może spędzić od
trzech miesięcy do pięciu lat za kratkami za znęcanie się nad rodziną,
konkretnie nad tobą, bo musisz przyznać, że na dzieci nigdy ręki nie podniósł,
rzadko krzyknął.
Media dowiedziały się o siatkarzu - damskim
bokserze. Mieszkasz z dziećmi w domu dla dotkniętych przemocą. Wiesz, że
wszyscy odwrócili się od niego, koledzy z drużyny, znajomi, rodzice, rodzina.
Stoczył się na dno. Coraz to nowe fakty wychodzą na jaw.
„Sąd Okręgowy w Rzeszowie skazuje Grzegorza
Kosaka na karę trzech lat pozbawienia wolności (…)”
Odetchnęłaś z ulgą. Dzieci
zostawiłaś pod opieką koleżanki. Twój mąż prowadzony przez strażnika, skuty
kajdankami, z wieloma zmarszczkami na czole i pod oczami, zarost zakrywający
twarz. Stoisz na korytarzu, gdy mija ciebie, patrzysz mu w ciemne oczy w
których dostrzegasz nienawiść, a kilka lat temu wyrażały pełne uczucie do
ciebie, kochałaś je, kochałaś jego. Bluzga na ciebie odgrażając się, że jeszcze
go popamiętasz.
Wracasz do Katowic do
mieszkania swojej mamy. Znajdujesz pracę w banku, dzieci uczęszczają
odpowiednio syn do 4, córka do 2 klasy. Jesteś dumna z ich wyników w nauce. Nie
szukasz mężczyzny, unikasz ich, boisz się, że każdy będzie taki sam jak były
mąż, bo z Grzegorzem wzięłaś rozwód, z orzeczeniem o jego winie.
Późny wieczór, ktoś puka do
drzwi. Leżysz zmęczona na łóżku, gdyż jutro masz na poranną zmianę do pracy,
dzieci śpią. Leniwie wstajesz, przekręcasz zamek i otwierasz drzwi. Natychmiast
treść żołądka wznosi się do gardła widząc twojego byłego męża. Jest pijany.
Obejmuje cię wielkimi dłońmi za szyję dusząc. Śpiące dzieci wybiegają z pokoju,
krzyczą, wszyscy krzyczycie. Gdy zdołasz go odepchnąć bierzesz dzieci za ręce
uciekając boso z mieszkania. Słyszysz jego obelgi pod swoim adresem, słyszysz,
że wstał z podłogi i zamierza was dogonić. Zwiększasz tempo ciągle trzymając
dzieci za ręce, płacz zasłonił ci widok, biegniesz przed siebie nie patrząc
wkoło.
Wbiegacie na ulicę, z
naprzeciwka uderza w waszą trójkę samochód. Trach. Trzy ciała leżą na asfalcie.
Bez wyczuwalnego tętna…
* * *
I tak dobrnęłyśmy do końca. Dziękuję, że byłyście ze mną mimo,
że ta historia nie należała do ‘romansów’. Pomysł zrodził się podczas
wrześniowego koszenia trawy przed domem :)
Chciałam opisać coś innego, mniej spotykanego na blogspocie
(osobiście jeszcze nie spotkałam z takim charakterem bohatera). Takie historie dzieją się wśród nas, tylko nie wiemy o
nich, czasem może nie chcemy wiedzieć.
Mam nadzieję, że mimo wszystko podobała Wam się ta historia,
że czytałyście nie dlatego, że mnie znacie, tylko rzeczywiście Was wciągała.
Proszę odezwijcie się, choć ten ostatni raz. Nawet jeśli tutaj
traficie za tydzień, miesiąc, rok.
Dziękuję za każde słowo, komentarz, wejście. :*